Działania wojenne pozostawiają za sobą zawsze zniszczenie i chaos, który trzeba następnie regulować przez długi czas. Obok odbudowy infrastruktury najżmudniejszym zadaniem jest likwidowanie pozostałych w terenie działań bomb, ładunków artyleryjskich i min.
Szacuje się na przykład, że trwający konflikt na Ukrainie pozostawił po sobie w ciągu roku taką ilość min i niewybuchów, że uprzątnięcie ich z pól, lasów i miejscowości zajmie współczesnymi metodami całe dziesięciolecia. Nie inaczej było w przypadku drugiej wojny światowej. Na Śląsku jej działania trwały łącznie tylko kilka miesięcy i minęło od nich już prawie 80 lat.
Dalej znajdowane są tu niewybuchy z lat wielkiej wojny
We wtorek 28 marca tyskie służby dowiedziały się, że na Wartogłowcu nieopodal skrzyżowania ulic Oświęcimskiej i Czarnej znaleziono bombę lotniczą. Natknęli się na nią budowlańcy obsługujący koparkę.
Na miejsce skierowany został policyjny specjalista minersko-pirotechniczny, który ocenił, że mierzące około 70 centymetrów znalezisko to prawdopodobnie właśnie bomba pochodząca z czasów drugiej wojny. Ze względu na to, że niewybuch znajdował się na terenie budowy, ewakuowano pracowników; ładunek wybuchowy zabrali z miejsca wojskowi saperzy.
Jak wygląda rozbrajanie niewybuchu?
Wpierw należy oczywiście takie feralne znalezisko zgłosić - najlepiej policji. W żadnym wypadku nie można go przenosić, a nawet dotykać. Na łonie natury warto natomiast takie miejsce oznaczyć. Po zgłoszeniu udaje się tam najbliższy wolny patrol, który zabezpiecza wstępnie groźny obiekt. Następnie na miejsce wzywa się policyjnego pirotechnika. Sprawdza on, w jakim stanie jest niewybuch oraz stwierdza, czy jest konieczna ewakuacja.
Jeśli - jak w tym wypadku - pirotechnik uzna, że zachodzi taka potrzeba, policja zabezpiecza wskazane przez niego miejsce przed dostępem i zawiadamia saperów (w przypadku Tychów i okolic - z jednostki wojskowej w Gliwicach), którzy
odbierają niewypał do neutralizacji.