Końcówka października nie była najlepsza w wykonaniu hokeistów GKS-u Tychy. Pierwsze potknięcie drużyna zaliczyła w meczu o Superpuchar Polski. Mistrz kraju był faworytem konfrontacji z JKH GKS-em Jastrzębie, ale skończyło się dużym rozczarowaniem.
Tyszanie po pierwszej tercji prowadzili 1:0 po bramce Aleksandra Szczchury. W drugiej odsłonie goście jednak się przebudzili i odpowiedzieli trzema trafieniami. GKS wprawdzie miał kontakt, bo ostatecznie przegrywał 2:3, ale w trzeciej tercji żadna z drużyn nie pokonała bramkarza. Trofeum pojechało więc do Jastrzębia-Zdroju.
Trzy dni później był kolejny cios, a tym razem w Polskiej Hokej Lidze. Podopieczni Krzysztofa Majkowskiego niespodziewanie przegrali na własnym terenie z GKS-em Katowice i to aż 1:4. Kubeł zimnej wody jednak podziałał mobilizująco na zespół.
Tyszanie w kolejnych dwóch meczach udowodnili, że był to jedynie wypadek przy pracy. GKS najpierw ograł Tauron KH Podhale Nowy Targ 4:2 po bramkach Jeana Dupuya, Szczechury, Jarosława Rzeszutki i Szymona Marca.
Niespełna tydzień później udało się powtórzyć ten wynik w starciu z zawsze groźną Cracovią. Po pierwszej tercji jednak było gorąco, bo to "Pasy" prowadziły 2:0. Mistrz Polski jednak przebudził się, a zwycięstwo zapewnili swoimi bramkami Michael Cichy, Filip Komorski, Christian Mroczkowski oraz Marzec.
Efekt jest taki, że hokeiści GKS-u Tychy po piętnastu meczach są liderem PHL. Nad drugą Unią Oświęcim w tej chwili mają siedem punktów przewagi. Jak tak dalej pójdzie, to niebawem obrońca trofeum będzie mógł już myśleć o przygotowaniach do fazy play-off.