- Nie spodziewałem się, tym bardziej, że w listopadzie przechodziłem zakażenie w domu. Wiedziałem, że mam wirusa i przechorowałem go lekko. Gorączkę miałem 2 dni tylko, a później już chodziłem po domu. Kilka miesięcy później dostałem ponownego zakażenia. I żona i ja. I wylądowaliśmy w szpitalu w Katowicach - mówi pan Jan z Tychów, pacjent przebywający w Reptach Śląskich.
Po długim procesie leczenia na koronawirusa, w szpitalu miał miejsce wypadek.
- Miesiąc leżałem z tlenem pod pompą, nie można było wyjść nawet do ubikacji. Potem dostałem cienkie rurki i opiekunowie zawieźli mnie do ubikacji. Chciałem do kabiny wejść. Chwyciłem się klamki, chciałem otworzyć, a nogi miałem jak z waty. Strasznie osłabione... - relacjonuje wypadek pan Jan.
Oprócz zapewnienia opieki pod kątem ewentualnych nieprawidłowości w układzie oddechowym i krwionośnym w związku z przebytym zakażeniem koronawirusem, 20 pacjentów przebywających w Reptach od ponad tygodnia może także uczestniczyć w zabiegach przystosowanych do swoich pozostałych schorzeń. Tak jest również w przypadku pana Jana.
-Teraz mam taką lekką rehabilitację. Chodzikiem muszę tu kilka razy przejść, później krzesło i te panie, co tam rehabilitują, takie różne zajęcia mi robią. Ruszanie nogami, rękami, wszystko delikatnie - opisuje pacjent.
Obecnie w Reptach przebywa 20 pacjentów. Kolejnych 20 czeka na przyjęcie. Aby trafić do sanatorium, należy poprosić o skierowanie lekarza pierwszego kontaktu. Turnusy trwają od 2 do 6 tygodni.
Fot. Urszula Gołkowska