W ten sposób władza zdaje się próbować przybrać odpolitycznioną "ludzką twarz". Jedynie niebieskie namioty z logo wyborczego prezentu PiS dla Polaków rozstawione wśród drzew i alejek popularnego w okolicy parku nad jeziorem wskazywały na to, że jest to wydarzenie związane w jakiś sposób z tym ugrupowaniem. Rządowe orszaki
rozstawiły się ponownie w naszym regionie po tym, jak niedawno zawitały m.in. do Rudy Śląskiej.
W oczy rzucały się co.prawda liczne stoiska wszelakich służb i instytucji państwowych (m.in. ZUS, wojsko czy administracji skarbowej) - ale spotkać można je powszechnie na przeróżnych letnich publicznych zabawach, przy okazji których promowane jest wakacyjne bezpieczeństwo. O tym, że to jednak nie Dzień Strażaka, można się było przekonać przy wejściowych barierkach przy gruntownej rewizji osobistej.
Około 14:30 na terenie wydarzenia pojawił się premier Morawiecki witany umiarkowanym aplauzem i ciekawskimi spojrzeniami. Był jedynym mówcą - go nim przy mikrofonie nie pojawił się żaden inny przedstawiciel rządu ani śląskiego czy tyskiego PiS. Dość zaskakująco premier podziękował za przybycie prezydentowi miasta Andrzejowi Dziubie - politykowi kojarzonemu z opozycją, a nawet uważanego za jednego z architektów rozbicia większości PiS w sejmiku województwa (po odejściu z partii dawnego tyskiego radnego, marszałka Jakuba Chełstowskiego). Premier wykorzystał jego obecność by stwierdzić, że rząd i samorządy „potrafią współpracować” - jak wykorzystał to prezydent Dziuba, nie wiadomo.
Morawiecki zaczął przemówienie od pochwalenia ośrodka i wspomniał…Ryśka Riedla.
Chodziło konkretnie o organizowany w tym miejscu niegdyś w rocznicę jego śmierci (30 lipca) featiwal „Ku Przestrodze” upamiętniający tyską legendę rocka. Od tego intro premier płynnie przeszedł do tematu swojej porannej wizyty w Czerwionce-Leszczynach, gdzie miał spotkać się z polsko-włoskim małżeństwem, które przeniosło się z Wielkiej Brytanii do tego górnośląskiego miasteczka, co jego zdaniem jest dowodem na słuszność „prospołecznej i prorodzinnej” polityki władz.
Następnie szef rządu podkreślił, że „sednem tej naszej polityki jest 500+, niedługo już 800+”, a jej efektem były dla wielu rodzin pierwsze wakacyjne wyjazdy czy zajęcia dla dzieci, mimo że opozycja („ich lider”) nazywa te zasiłki ochłapami, a korzystających z nich - "królowymi życia [nawiązanie do programu typu reality show] (...) tymi, którzy pracą się nie shańbili". Część przybyłych tyszan reagowała na to ironicznymi uśmieszkami i komentarzami - były też jednak oklaski.
„Ludzie się już do tego przyzwyczaili - i bardzo dobrze!” - konstatował Mateusz Morawiecki.
Wydaje się, że w tej kampanii rządzący odpuścili sobie tematy obyczajowe - także na tyskim przystanku prekampanijnego tournée nie padła żadna aluzja do rzekomego zagrożenia ze strony LGBT czy ateizmu. Było za to trochę straszenia „problemami Zachodu” - głównie nielegalną migracją, choć padły też słowa o tym, że Polacy jako dumny naród nie dadzą sobie narzucić, jakimi samochodami mają jeździć i czy jeść mięso, którego „niektórzy” chcieliby im zabronić.
Zebrani usłyszeli, by „nie wpuszczali z powrotem farbowanego lisa do kurnika”.
Entuzjazm podniósł się triochę, gdy polityk związany niegdyś z rządem PO przypomniał najbardziej niepopularne posunięcia tamtego rządu: upaństwowienie części pieniędzy z OFE, podniesienie składek ZUS i podniesienie wieku emerytalnego. Powstałą atmosferę niechęci do głównych oponentów wykorzystał argumentując, że gdyby „jakimś cudem” wygrali oni wybory w 2019 roku, Polska byłaby zagrożona - bo liberałowie nie zdecydowaliby się wzmocnić ochrony granic podczas kryzysu uchodźczego, czekając na polecenia swoich rzekomych decydentów z Berlina. Następnie wyciągnął asa z rękawa, wspominając z trwogą o obecności najemników Grupy Wagnera w pobliżu tychże granic.
Protestujący? Dwóch chłopców w koszulkach "Fuck Off".
Po tak sformułowanym przekazie premier zakończył słowami „Niech żyje Polska, niech żyje Śląsk, szczęść Boże!”, po czym nastąpił czas na wspólne zdjęcia i rozmowy. Dostanie się w jego pobliże wymagało jednak sporego refleksu i szczęścia - w okamgnieniu polityk został szczelnie otoczony wielkim kordonem zwolenników poprzetykanych funkcjonariuszami SOP po cywilnemu. Rozmowy były raczej zdawkowe i skupione na pochwałach i podziękowaniach; nikt raczej nie ryzykował dyskusji. Przeciwników też nie było widać - chyba że uznać za takich dwóch nastolatków, których nie dopuszczono w okolice VIPa z uwagi na koszulki z zaczepnym napisem po angielsku.
Przemówienie sprawiało wrażenie zlepka dobrze znanych, a wręcz zgranych haseł.
Wygląda na to, że w miastach takich jak Tychy, gdzie PiS wyborów nigdy nie wygrał, obóz ten stara się tego lata sprzedać swój przekaz wyborczy w miękki sposób. Tam, gdzie władza jest bardziej lubiana i nie boi się pokazać, dochodzi czasem do kuriozalnych sytuacji - jak podczas niedawnej wizyty pod Tarnowem, gdzie dwóch wiceministrów zagrało w piłkę - przy czym rządzący uwielbiają wypominać liderowi poprzedników Donaldowi Tuskowi „haratanie w gałę” i wyzłośliwianie się, że polityka to nie bieganie w krótkich spodenkach...
Na festynie na Paprocanach odpuszczono sobie takie potencjalne eksponowanie się. Po przemówieniu scenę przejmowali policjanci z psami tropiącymi, ratownicy, kobiety z Koła Gospodyń Wiejskich itd., a dalszy ciąg wydarzenia nie różnił się od typowego letniego pikniku z atrakcjami dla dzieci - jedynie wspomniane logo 800+ na części pawilonów przypominało, że ktoś sprzedawał tam tego dnia coś więcej niż lemoniadę, watę cukrową i popcorn.
Może Cię zainteresować:
W niedzielę 30 lipca wielkie święcenie pojazdów w Tychach. Spore utrudnienia drogowe
Może Cię zainteresować: