Politycy zarówno obecnej koalicji, jak i opozycja z PiS na czele gromią się od lat wzajemnie oskarżeniami o nepotyzm i kolesiostwo w spółkach skarbu państwa, publicznych urzędach i instytucjach. Problem jest stary jak świat, jednak można do niego podchodzić na różne sposoby - obecnie rządzący starają się robić co możliwe, by odciąć się od niechlubnych praktyk z lat 2007-2015 oraz odróżnić się od kolosalnych nadużyć następnych ośmiu lat - rządów Zjednoczonej Prawicy, przezywanych często „Bizancjum”.
Być może wylali właśnie dziecko z kąpielą.
Wedle medialnych doniesień w gronie koalicji pojawił się zgrzyt, gdy premier Donald Tusk postanowił „ukręcić sprawie łeb” z marszu, kiedy dowiedział się o zatrudnieniu Marii Yhun - córki znanej polityczki (dziś europosłanka partii Hołowni, dawniej działaczki PO) Róży Thun. Otrzymała ona etat w Centralnym Ośrodku Informatyki podległemu Ministerstwu Cyfryzacji.
- Gdy Tusk się o tym dowiedział, kazał Gawkowskiemu [ministrowi cyfryzacji - red.] wyrzucić ją tego samego dnia, i to do południa - podaje „Gazeta Wyborcza".
Rekomendować na stanowisko miał ją Michał Gramatyka -poseł z Tychów, partyjny kolega matki i wiceminister cyfryzacji. Wedle nieoficjalnych wypowiedzi polityków Polski 2050 Maria Thun została potraktowana niesprawiedliwie i krzywdząco, a Tusk przeholował - odesłał bowiem osobę, która ma odpowiednie kompetencje i to nie koneksje zaważyły w tym wypadku o jej wyborze.
„Rewolucyjna dyscyplina” w obecnej ekipie?
Można by w tej sprawie doszukiwać się też jakiejś formy osobistego odwetu premiera na dawnej zaufanej współpracowniczce, która odeszła z Platformy. W komentarzu do sprawy opublikowanym przez „GW” przeczytać można jednak, że w kręgach rządowych dominuje przekonanie, że trzeba trzymać ręce czyste za wszelką cenę i unikać wszelką cenę wystrzegać się nominacji, które mogą się kojarzyć z nepotyzmem”.
A takie praktyki są, jak już mówiliśmy, stare jak świat - ptaszki w stolicy ćwierkają, że w ostatnim czasie do Tuska miał przybyć Włodzimierz Czarzasty z listą protegowanych przez siebie kandydatów do rad nadzorczych; szef rządu miał odmówić koalicyjnemu partnerowi i szefowi Nowej Lewicy.
Czas pokaże, czy solenne deklaracje centrolewicowej koalicji odnośnie przejrzystości w obsadzie najwyższych „stołków” zostaną spełnione - a jeśli tak, to czy nie rozleci się przez to zbyt wiele zabetonowanych schematów, by jej rządy mogły trwać stabilnie.