GKS Tychy w tym sezonie znowu liczy się w walce o awans do PKO Ekstraklasy. I-ligowiec z naszego miasta w tej chwili ma małe szanse na bezpośrednią promocję z pierwszych dwóch miejsc, ale walczy o to, aby po raz kolejny przystąpić do turnieju barażowego po zakończeniu rozgrywek.
VAR dostarczył emocji
Na razie tyszanie zajmują ostatnie miejsce, które daje ten przywilej. Drużyna prowadzona przez Artura Derbina w ostatni weekend lutego wznowiła rozgrywki Fortuna I ligi, a na początek zaliczyła bezbramkowy remis z Podbeskidziem Bielsko-Biała. Tydzień później GKS jednak już musiał wygrać, aby znowu nie stracić cennych punktów.
Zadanie łatwe nie było, bo rywalem była Sandecja Nowy Sącz, która także walczy o baraże, a w dodatku grała na własnym stadionie. Tyszanie jednak zafundowali przeciwnikowi kubeł lodowatej wody, bo po sześciu minutach było już 2:0 dla GKS-u. Najpierw pięknym golem z rzutu wolnego popisał się Krzysztof Wołkowicz, a potem dośrodkowanie z rzutu rożnego głową wykorzystał Wiktor Żytek.
Trudno o lepszy początek, ale komfortowy wynik został zaprzepaszczony jeszcze przed przerwą, a przyczynił się do tego... VAR. Sędziowie przy pomocy widepowtórek podyktowali aż dwa rzut karne dla Sandecji, o co trudno było mieć do nich pretensje. W obu przypadkach piłkę na jedenastym metrze ustawił Łukasz Zjawiński i za każdym razem jego plan wyczuwał Konrad Jałocha, ale piłka dość szczęśliwie wpadała do siatki.
Tyszanie mogli zatem mówić o wielki pechu, gdy na drugą połowę wychodzili przy wyniku 2:2. Szczęście jednak dość szybko się do nich uśmiechnęło. W 64. minucie po dośrodkowaniu z rzutu rożnego Swetosław Dikow... strzelił samobójczego gola. Ta bramka ostatecznie dała GKS-owi Tychy wygraną 3:2 i cenne trzy punkty.
W tej chwili tyscy piłkarze zajmują szóste miejsce w Fortuna I lidze. W piątek 11 marca do Tych przyjedzie Zagłębie Sosnowiec, które walczy o utrzymanie, więc znowu łatwo nie będzie.